18:02

Brutalna logika ludzi, czyli spalmy byka-będzie fajnie.

Brutalna logika ludzi, czyli spalmy byka-będzie fajnie.

Dzisiaj przeglądając ,,Angorę" na jednej z pierwszych stron zobaczyłam zdjęcie byka, który na rogach ma przywiązaną płonącą belkę. Najpierw myślałam i miałam nadzieję, że to jakieś sztuczne zwierzę, ale niestety okazało się inaczej. Było to zdjęcie z festiwalu Toro Jubilo z Medinaceli w Hiszpanii. Wiedziałam, że Hiszpanie mają niezdrową fascynację bykami. Pewnie każdy z Was słyszał o Corridzie. To chore, drastyczne i bestialskie (jak na ludzi przystało) widowisko. Przed Corridą bykowi smaruje się oczy wazeliną, aby gorzej widział, a po nerkach bije się go workami z piaskiem. Jeżeli byk nacierpi się za mało, to przed walką wbija mu się szpilki w jądra. W tej chwili proponowałabym powbijać wykałaczki w jądra mężczyzn, którzy robią podobne rzeczy bykowi.

Wracając do tematu. A więc na festiwalu podpala się byka i biega on tak sobie kilka godzin. Do jasnej cholery, jakim debilem trzeba być, żeby wyrabiać takie rzeczy? Jeżeli podpalanie czegokolwiek sprawia taką radość to proponuję, żeby organizator takiego bestialskiego ,,przedsięwzięcia" sam się podpalił i biegał jak oszołomiony po placu. A my radośnie weźmiemy sobie popcorn i będziemy to oglądać.

Najgorsze jest to, że takie chore ,,imprezy" mają szerokie widownie. Gdyby nikt nie kupował biletów na Corridę, to nie byłoby mordowane tyle byków. A jeśli kogoś fascynuje oglądanie zamęczonego byka broniącego się przed gościem w złotym ubranku i czerwoną szmatą w ręce, to polecam udać się do psychiatry. 

Ludzie to najgorsze istoty na świecie. Tylko nas stać na takie barbarzyńskie i bestialskie zachowania. Dajemy sobie prawo do rządzenia wszystkim na tym świecie, bo podobno mamy największy mózg i myślimy. Szkoda tylko, że ten mózg i myślenie nie idzie w parze z empatią. Niektórzy to powinni siedzieć jeszcze na drzewach i biegać z maczetami.

14:20

Mózg pilnie poszukiwany!

Mózg pilnie poszukiwany!
Internet to genialna skarbnica wiedzy. Google zna odpowiedzi nawet na najgłupsze, najdziwniejsze i najtrudniejsze pytania. Z drugiej strony w sieci możemy znaleźć największe przykłady ludzkiej głupoty. Chcesz przykład? Proszę bardzo. Oto co znalazłam wczoraj na facebook'u:


KOBIETA:  Jaka diagnoza doktorze?
LEKARZ: Idzie rak.
KOBIETA: Nieborak.
LEKARZ: Jednej piersi będzie brak.

Zawsze wydawało mi się, że mam poczucie humoru. Jednak ten żart w ogóle mnie nie śmieszy. Nikt nie powinien się śmiać z raka piersi.

To jest taka sama sytuacja jak z sucharem o Żydach - ,,Metro dla Żydów? - Gazociąg". Żeby takie rzeczy wymyślać to już trzeba mieć coś nie tak z głową. Proponuję najpierw dowiedzieć się czym był Holocaust, a później pomyśleć, czy tego typu żart nie jest brakiem szacunku dla osób, które zginęły w obozach koncentracyjnych.

Są po prostu takie sytuacje, z których się nie żartuje. I kropka.

22:26

,,Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość"

,,Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość"

Kiedyś wydawało mi się, że ksiądz nic nie wie o życiu. Przecież nie ma żony, dzieci; nie musi martwić się o to, czy nie zostanie bez pracy. Myślałam, że księża żyją sobie w jakieś bezpiecznej przystani, gdzie problemy ich nie dotyczą.

Dlatego sama się sobie dziwiłam, iż sięgnęłam po książkę będącą rozmową chrześcijańskiego dziennikarza - Piotra Żyłki z księdzem Janem Kaczkowskim. Jak wiele różnych rzeczy - trafiła ona w moje ręce przez przypadek. Miałam w planach kupić ,,Jesteś cudem", ale jednak coś mnie podkusiło, żeby jednak wybrać tą drugą opcję. Tyle razy widziałam ,,Życie na pełnej petardzie" w księgarniach, iż stwierdziłam, że to musi być jakiś fenomen.

Chciałam codziennie czytać do poduszki po rozdziale. Miało to być ciekawe zwieńczenie wakacyjnych dni. Jednak książkę przeczytałam w dwa wieczory - siedząc do północy na balkonie (jak było ok. 30 stopni w lipcu to nie chciało się przecież spać). Z każdą kolejną odpowiedzią na pytanie, chciało się więcej i więcej. To nie jest jakaś wyreżyserowana, sztywniacka rozmowa. To przede wszystkim do bólu szczere wyznania, doświadczenia i spojrzenia na najróżniejsze sprawy ks. Kaczkowskiego. Książka jest też swego rodzaju świadectwem. Świetne jest to, że w trakcie czytania, człowiek może odnieść wrażenie, że poniekąd sam uczestniczy w tej rozmowie. 

A co mnie skusiło do przeczytania ,,Życia na pełnej petardzie"? Szczerze, to już zdanie z przedmowy Piotra Żyłki mnie zaintrygowało. Napisał on, że ks. Jan: ,,Nie cierpi kościelnego sztywniactwa." Po tym już wiedziałam, że jest to nietuzinkowa książka. Ponadto wcześniej w telewizji przemknął mi jakiś reportaż czy wywiad z księdzem Kaczkowskim o tym, iż wybudował hospicjum w Pucku. Właśnie wtedy zaczęłam szukać o Nim informacji w sieci, bo zaciekawił mnie Jego autentyzm, optymizm i pokłady energii.
Nie będę też ukrywać, że byłam również ciekawa o co chodzi z tą polędwicą w tytule. :P

Po przeczytaniu całej książki zrobiłam wielkie ,,wow". Dowiedziałam się jak piękne rzeczy robi ks. Kaczkowski. Założył On hospicjum. Jest w nim m.in. kapelanem i szefem. Nawet choroba, glejak mózgu, nie zwalnia Jego tempa.

Polecam ,,Życie na pełnej petardzie" absolutnie wszystkim. Wcale nie musisz być wierzący. Autentyzm, szczerość, odwaga, świeże spojrzenie, wrażliwość i mówienie bez ogródek księdza Jana spodoba się niejednej osobie. Ogromny plus za to, iż nie omija On rozmów na temat błędów popełnianych w Kościele. Książka to, jak dla mnie, mistrzostwo. Skłania do refleksji nad własnym życiem i inspiruje do pomagania, kochania Boga i czerpania życia pełnymi garściami.

Przepraszam, że ten post jest taki chaotyczny. Jednak nie wiem jakimi słowami mogę wyrazić to jak pięknym i genialnym człowiekiem jest Ten duchowny.

00:00

Grube dziecko to szczęśliwe dziecko.

Grube dziecko to szczęśliwe dziecko.

Tak brzmi filozofia życiowa niektórych rodziców i dziadków. Chyba każdy z Was widział otyłe dziecko. Nie mówię tu o nadwadze spowodowanej chorobą, czy przyjmowaniem leków. Mam na myśli, brzydko mówiąc, utuczone dziecko. Inaczej się tego nazwać nie da.

Kiedyś poznałam pewną rodzinę, w której dwójka dzieci była chorobliwie otyła. Rodzice wpychali w nie tak tłuste i ciężkie potrawy, że człowiek patrzył z niedowierzaniem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt z tamtej rodziny nie widział w tym problemu. Uważam, że takie dzieci mają już na starcie pod górkę. Przecież muszą zmagać się z nadprogramowymi kilogramami i znosić wytykanie palcami. Już nawet nie chcę mówić jakie trudne zadanie je czeka, jeśli będą chciały schudnąć.

Jak można myśleć, że tuczenie dziecka i doprowadzenie go do chorobliwej otyłości nie niesienie za sobą żadnych konsekwencji? Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że nadwaga powoduje choroby układu krwionośnego, nadciśnienie czy zawały. Pomijając już kwestie zdrowotne. Grube dziecko często jest ofiarą nękania. Przecież widok małego grubaska zazwyczaj wywołuje chamskie odzywki. Niektórzy uczniowie nie omieszkają nazwać kolegi ,,tłustą świnią". Za tym idą kompleksy i brak pewności siebie, których trudno będzie się pozbyć.

Takie tuczenie dzieci często obraca się przeciwko rodzicom. Prędzej czy później zostanie im wypomniane to, że pozwolili swoim pociechom tak utyć.

16:45

Co się stało z tą chrześcijańską radością?

Co się stało z tą chrześcijańską radością?

Chrześcijaństwo z założenia jest wiarą radosną. Czasem mam wrażenie, że tak jest tylko w teorii. Nie wiem jakie Wy macie doświadczenia, ale ja ze swoich młodszych lat kojarzę Mszę z ludźmi, którzy mają miny, jakby siedzieli w Kościele za karę. Jakby radość była karana ekskomuniką. Nawet w Wielkanoc, kiedy wszyscy powinni się radować, bo Jezus zmartwychwstał, jakoś nikomu cieszyć się nie chce. ,,Alleluję" powinniśmy śpiewać z uśmiechem na twarzy. Przecież Bóg nas kocha. Jest taki super, że chce przez cały czas koło nas być. My tymczasem śpiewamy to jedno, wyjątkowe słowo niczym pieśń pogrzebową. A więc, radościo chrześcijańska, gdzie się podziałaś?

Kiedy myślę sobie o radości w Kościele, mam przed oczami chór gospel. Czuję jak ich piękne, mocne głosy wypełniają każdy zakamarek świątyni. Dodatkowo to ich świetne ,,bujanie" się w rytm muzyki i klaskanie. To jest dla mnie najpiękniejsza religijna muzyka. Dzięki niej widać jak mistrzowski jest Bóg.

W lipcu byłam na niezwykłej Mszy (chociaż wiem, że każda jest niezwykła, bo jest w niej sam Jezus). Jednak ta jedna Liturgia była inna niż wszystkie. Miała ona miejsce na Górze Św. Anny podczas XIX ,,Święta Młodzieży" (sześciodniowe rekolekcje). Trudno jest wyrazić słowami czego się tam doświadcza, ale spróbuję. Góra Św. Anny to takie niezwykłe miejsce, gdzie wszyscy są weseli z tego, że dane jest im być na tych rekolekcjach. Wyobraźcie sobie tę niezwykłą atmosferę, kiedy w jednym miejscu skumuluje się ok. 900 młodych ludzi + genialnych duszpastrzerzy.

Tam, na każdej Mszy, aż kipiała z nas radość. Wszyscy mieli uśmiech na twarzy. Dodatkowo szczęście potęgowała genialna schola i orkiestra. Nigdy wcześniej nie słyszałam tak świetnych wersji piosenek religijnych. To nie były jakieś smęty, tylko najczystsze 100% pozytywnej energii. Do dzisiaj jak przypominam sobie niektóre piosenki to mam ciary na rękach.

Jednym z najpiękniejszych momentów była modlitwa ,,Ojcze nasz", kiedy wszyscy w jej trakcie trzymaliśmy się za ręce. Właśnie u Franciszkanów zobaczyłam, że wiara nie musi być nudna, smutna i drętwa. Dzięki im za to :)

Jeżeli jeszcze nie zobaczyliście i nie doświadczyliście chrześcijańskiej radości, to polecam udać się na rekolekcje dla młodzieży. Niezwykłe przeżycia gwarantowane. I mówi Wam to człowiek, którego kiedyś prawie siłą trzeba było zaciągać do Kościoła.

14:27

Co z tymi nastoletnimi matkami?

Co z tymi nastoletnimi matkami?

Z roku na rok wzrasta liczna ciężarnych dziewczyn. Mówią, że to już nie są te czasy, kiedy z dziećmi ,,czeka'' się do ślubu. Nie wiem, czy wiecie, ale najmłodszą matką w Polsce została 13-latka. Praktycznie nie wyobrażam sobie zostania matką w tak młodym wieku... Ale to niech już sobie każdy indywidualnie ocenia. Takim sposobem zdarzają się tzw. ,,wpadki". Osobiście nie lubię tego określenia. To dziecko - nie jakaś ,,wpadka". Wpaść to sobie może śliwka w kompot. No ludzie. Trzeba być świadomym, że owocem seksu mogą być dzieci. I z tym trzeba się liczyć i brać odpowiedzialność.

Przejdę jednak do sedna sprawy - jak traktowane są nastoletnie matki? 
  
To wszystko zależy od środowiska. Są takie rodziny, gdzie ojciec dziewczyny, gdyby mógł - zaciukałby jej chłopaka. Jeszcze inni rodzice  najchętniej wywaliliby z domu ciężarną dziewczynę, bo przecież to wstyd na całą wieś. Zdarzają się jednak takie rodziny, które popłaczą, pokrzyczą, ale w ostateczności wspierają córkę w trakcie ciąży i wychowywania dziecka.

A co jeśli chodzi o reakcje innych ludzi? No zawsze znajdą się Ci od oskarżania i wytykania palcami. Oczywiście ciąża stanie się głównym tematem na osiedlu, w warzywniaku i pod Kościołem. Dodatkowo durne teksty w stylu: ,,ale puszczalska".

A w szkole? - sensacja. Niektórzy są za opcją, żeby dać ciężarnej dziewczynie szansę kontynuowania nauki. Znajdą się też tacy, którzy będą walczyć o usunięcie takiej uczennicy ze szkoły, bo przecież gorszy innych i na pewno rozsieje falę ciążowej epidemii. 

A gdzie w tym wszystkim jest ciężarna?

Nie chcę pochwalać takiego zachowania. Sama nie wyobrażam sobie zostania matką w wieku 15 lat, bo dzieci nie powinny mieć dzieci. Jednak zdaję sobie sprawę, że ludzie pochodzą z różnych domów. Niektóre są normalne i spokojne. W innych są codzienne awantury i libacje alkoholowe. Wszystkie przypadki nastoletnich matek trzeba rozpatrzyć indywidualnie. Każdemu się różnie układa w życiu. Dlatego jak już dziewczyna zajdzie w ciąże to dajmy jej pomoc. No trudno stało się. Czasu się nie cofnie. A dziecko, które ma się urodzić nie jest niczemu winne. Pamiętajmy, że pomagając dziewczynie, zarazem bezpośrednio pomagamy jej dziecku. 

Oczywiście, trzeba uświadomić nastolatce, że źle zrobiła itd. Ale w ostateczności nie można jej zostawić samej. Szczególnie w przypadku, gdy ,,kochający" chłopak okazuje się dupkiem, bo tak naprawdę to on nie wiedział, że dzieci biorą się z seksu, że to nie jego wina, a tak poza tym to obowiązkiem dziewczyny jest się zabezpieczyć.

00:00

5 babskich problemów życia.

5 babskich problemów życia.

Kobiety już takie są, że mają zmartwienia, których nikt oprócz nich nie zrozumie. Przecież facet nie jest w stanie pojąć co czujemy, kiedy otwieramy szafę i nie mamy co na siebie włożyć.

Wyodrębniam takie 5 odwiecznych ,,babskich problemów".

1. Jest późny wieczór. W zasadzie idziesz już spać, bo jutro musisz wcześnie wstać. Jednak przypominasz sobie, że kupiłaś ostatnio taki fajny, czerwono-krwisty lakier. Aż grzech go nie wypróbować. Przecież super będzie wyglądał z białą koszulą. No i malujesz sobie paznokcie. Jeszcze może do końca nie wyschły, ale i tak ze zmęczenia kładziesz się spać. Masz tylko nadzieję, że jakaś tajemnicza moc uchroni je przed niszczycielską mocą kołdry. Budzisz się rano i dupa. Pościel odbiła się na paznokciach... Całe malowanie poszło się bujać na palmie. Teraz lakier trzeba zmywać..

2. Właśnie wstałaś sobie wcześniej i akurat znajdzie się chwilka, żeby wyprostować włosy. Wszystko cacy-wyglądasz genialnie. Wychodzisz sobie z domu, idziesz do autobusu i nagle orientujesz się, że na dworze jest wilgotno. Kap, kap, kap - deszczu coraz więcej, a z wyprostowanych włosów nici. Nagle zaczynają się kręcić, puszyć, stroszyć itd. (Ci, co mają kręcone włosy, zrozumieją ten ból). Takim oto sposobem wyglądasz jak zmoczona fretka. Każdy włos w inną stronę.

3. Idziesz sobie do sklepu i zauważasz fajne koszule w kratę. Bierzesz sobie 5 do przymierzalni. Jednak co się okazuje? Nie zapinasz się w nich... Nie, nie jesteś za gruba. Po prostu masz ,,nieodpowiedni" biust. Czasem mi się zdaje, że producenci odzieży zapominają o tym, że kobiety mają cycki. Dopięcie się w koszule często graniczy z cudem. A przecież nie będziesz ryzykować, że guzik nagle oderwie się i wystrzeli, trafiając Twojego rozmówcę w czoło...


4. Twoja szafa pęka w szwach. Masz sto tysięcy par bluzek, swetrów, żakietów, spodni, sukienek, spódniczek, kurtek, butów itd. Dodatkowo byłaś ostatnio na wyprzedażach i dziko się obkupiłaś. Ale kiedy idziesz wybrać w co się ubrać, okazuje się, że nie masz dużego wyboru. To nie wyprasowane, tamto niewyprane... I takim oto sposobem stoisz 20 minut przed szafą z nadzieją, że zaraz przyjdzie Gok Wan z torbą nowiutkich, modnych ciuchów dla Ciebie.

5. Kupiłaś sobie niedawno 10 gumek do włosów. Pocieszyłaś się nimi przez miesiąc, ale nagle zaczęły znikać. Jedna spadła Ci z ręki, drugą pożyczyła koleżanka, a reszta zgubiła się w niewyjaśnionych okolicznościach. Nagle zostaje Ci tylko jedna gumka i pilnujesz jej jak stu milionów dolarów.

A Wy też miewacie, któryś z tych problemów? :)

00:11

Masz spełnić moje marzenia, dziecko!

Masz spełnić moje marzenia, dziecko!

,,Zawsze chciałam być światowej klasy baletnicą, ale tak się złożyło, że nie było mi dane tego zrealizować. Dlatego, kiedy będę już miała córeczkę to zapiszę ją na balet. Co z tego, że może jej to w ogóle nie interesować. Najwyżej trochę popłacze i jej przejdzie. W końcu muszę spełnić swoje niezrealizowane marzenia." - tak właśnie myślą niektóre matki. ,,A ja zawsze chciałem być piłkarzem. Niestety kontuzja mi to uniemożliwiła. Jednak, kiedy będę miał syna, to zapiszę go do jakieś drużyny. Będzie drugim Lewandowskim." -  tak myślą niektórzy ojcowie.

Na prawdę część rodziców ma takie podejście do własnych dzieci. Załóżmy, że syn idzie dopiero do przedszkola, a jego tato już wie, że będzie on studiował medycynę. No kurde. Każdy ma prawo sam decydować o sobie. To my wybieramy czy chcemy studiować prawo, informatykę czy teologię. Fakt. Rady rodziców są przydatne. Przecież na tym m.in. polega ich zadanie, że pomagają nam podejmować wybory. Oczywiście powinniśmy się doradzać i pytać, ale decyzje muszą być samodzielne. Nie może być tak, że musisz realizować aspiracje swoich rodziców.

Czasem słyszę jak ktoś mówi: ,,Muszę iść na medycynę, bo mój tato mi tak karze. Z drugiej strony mama zawsze marzyła, żebym został prawnikiem. No i co mam zrobić? Nie chcę zawieść żadnego z rodziców." To cholernie trudna sytuacja. No bo jak tu podejmować wybory skoro ktoś pisze za nas scenariusze?

Najbardziej rozwala mnie sytuacja, kiedy jakaś nawiedzona mamusia wymyśla sobie, że jej córeczka będzie piosenkarką. Karze chodzić temu biednemu dziecku na lekcje śpiewu, mimo że to wręcz ryczy przed każdymi zajęciami. Wszystkie dzieci bawią się na podwórku, a dziewczynka ćwiczy kolejne utwory Whitney Houston. Mama sobie myśli, że przecież ona wie, co dla córki jest najlepsze. Poza tym dziecko pobeczy sobie 5 lat, że nie chce śpiewać, ale może kiedyś to polubi.

Mam to szczęście, że rodzice nie podejmują za mnie moich decyzji. Sama sobie wybrałam liceum i sama sobie wybiorę studia. Owszem. Często radziłam i radzę się ich, omawiam z nimi dużo spraw, bo oni znają mnie najlepiej. Jednak ostateczne decyzje należały i należą do mnie. Przecież to ja wiem co mnie interesuje i w jakim kierunku chcę się kształcić. Myślę, że to mnie w pewnym sensie usamodzielniło.

Nie chcę tu robić jakiś rodzicielskich rad, bo sama nie wiem jak się będę zachowywać będąc matką. Wiem, że rodzice chcą jak najlepiej dla swoich dzieci. Jednak trzeba dać im pewną swobodę. I do diaska nie traktować ich jak takie perfekcyjne istotki do spełniania własnych marzeń. Chyba nie muszę mówić, co się dzieje, kiedy dziecko, będące całe dzieciństwo pod presją, wyrwie się z domu...

00:00

5 rad jak przebrnąć przez liceum i nie zwariować.

5 rad jak przebrnąć przez liceum i nie zwariować.

Dla wielu osób nauka w liceum to najlepszy okres w życiu. Natomiast dla drugich to tylko nauka, nauka, nauka z przerwą na stres. Tak wiem, że prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się na studiach i że liceum stanowi trening przed nimi. Więc proszę, nie piszcie mi tego w komentarzach.

Dla mnie liceum było dużym przeskokiem w porównaniu z gimnazjum. Mam nadzieję, że dzięki niektórym radom, uda Wam się pewnych błędów już na początku uniknąć :

Po pierwsze: Dobrze zastanów się jaki profil w liceum wybrać. Jeśli jesteś dobry w przedmiotach humanistycznych, a słaby w ścisłych, to nie brnij w żadne biol-chemy i inne mat-fizy. Idź do takiej klasy, w której masz szansę się utrzymać. Bez sensu, żebyś się zarzynał/a 3 lata w mat-fizie ledwo zdając.

Po drugie: Masz już wybrany ten swój profil-humana załóżmy. Okazuje się jednak, że wkuwanie konstytucji na pamięć nie jest dla Ciebie, a analizowanie mickiewiczowskich ,,Stepów Akermańskich" przyprawia Cię o dreszcze. Co wtedy? Osobiście proponuję przenieść się na inny profil, jeśli to możliwe. Tylko zrób to ewentualnie jak najszybciej. Nie czekaj z tym do drugiej klasy lub dłużej.

Po trzecie: Uświadom sobie, że ocena dostateczna (3) to w liceum dobra ocena. To już nie jest gimnazjum, że na lajcie zgarnia się same czwórki i piątki. Ogarnięcie tej zasady zajęło mi cały pierwszy rok. Więc nie popełniajcie moich błędów i szybko zdajcie sobie sprawę, że w liceum nie tak często ktoś ma czerwone paski i szóstki na świadectwie.

Po czwarte: Nie stresuj się zbytnio. Wiem, że to trudne, ale chociaż spróbuj. Zauważyłam, że jak się podchodzi do nauki na luzie to i oceny są lepsze. Przynajmniej u mnie to się sprawdza. Czasem im więcej się uczę, tym gorzej idzie mi w szkole. UWAGA! Nie mam na myśli tego, żebyście zlewali naukę i się nią nie przejmowali. Zdrowy rozsądek i równowaga między szkołą a czasem wolnym to podstawa.

Po piąte: Ameryki tu nie odkryję, jeśli stwierdzę, że głównym celem liceum jest pomyślne zdanie matury. Dlatego skupiaj się na przedmiotach rozszerzonych, czyli tych, które najprawdopodobniej będziesz zdawać na maturze. Trzeba sobie ustalić priorytety. Jeśli jesteś na humanie to najbardziej skupiasz się na polskim, wosie i historii. Przykładasz się również do języków obcych, bo one zawsze się w życiu przydadzą. Dopiero po tych przedmiotach jest cała  reszta szkolnych pierdół np. błyskotliwie mądre lekcje przyrody. Legenda głosi, że komuś w życiu przydała się ,,Przyroda" z liceum. W praktyce: jeśli masz w jednym dniu sprawdzian z wiedzy o kulturze i historii to radzę najpierw uczyć się na historię.

Oczywiście nie ze wszystkim radami musicie się zgadzać. Pisałam na podstawie mojego doświadczenia. Nie chodzę do lajtowego liceum. Strasznie nas cisną, a poza tym mamy na koniec każdego semestru egzamin semestralny. Jestem na humanie więc piszę w grudniu egzamin z polskiego podstawowego i rozszerzonego, matematykę podstawową, historię i wos. W maju natomiast piszę wszystkie powyższe testy + egzamin z języka angielskiego i niemieckiego (materiał z całego roku).  Dlatego chciałam się podzielić moimi pomysłami  jak przeżyć liceum i nie oszaleć. :)



14:28

Wbiję Ci szpilę, bo nie wytrzymam!

Wbiję Ci szpilę, bo nie wytrzymam!

Z jakiś niewiadomych mi przyczyn niektórzy to tak sobie lubią dogadywać innym. Jaka w tym jest przyjemność ja się pytam? Czy to serio takie fajne uczucie jak się komuś sprawi przykrość i przy okazji podniesie ciśnienie? A może wbijanie innym szpili to swego rodzaju hobby dające przy tym dziką satysfakcję?

Wyznaję zasadę, że jak ma się komuś powiedzieć coś tylko po to, żeby dogadać, to lepiej nic nie mówić. Mi nie ulży, a komuś można sprawić przykrość.

Byłoby super, gdybyśmy byli dla siebie milsi. Nie mówię, że mamy sobie wchodzić w tyłek bez mydła, ale chodzi mi o zwykłą, ludzką kulturalność i koleżeństwo. Szkoda tylko, że niektórzy się zachowują tak jakby pokończyli jakieś specjalne kursy pt. ,,Chamskie docinki-Poziom: expert" czy coś w stylu ,,Jak wykorzystać 105% wredoty".

PS. Wcale nie zakładam, że ludzie są fuuu czy tam bleee jak kto woli. Mam na myśli tylko te skrajne przypadki, z którymi chyba każdy się chociaż raz zetknął.

00:00

Kiedy nie warto dyskutować?

Kiedy nie warto dyskutować?

Można powiedzieć, że dyskusje w pewien sposób nas kształtują. Weryfikują one czy potrafimy bronić swoich racji i poglądów. Mogą być one dla nas sprawdzianem, czy umiemy się obronić i być wiernym swoim przekonaniom. Jednak czy zawsze warto wdawać się w dyskusje?

Wyodrębniam sobie takie dwie sytuacje, w których nigdy nie wchodzę w dyskusje. Po pierwsze nie wymieniam się poglądami z ludźmi, którym chodzi tylko o zdenerwowanie drugiej strony. No cóż poradzić, są tacy, którzy mają przeciwne zdanie w ważnej dla Ciebie sprawie tylko po to, żeby Cię wkurzyć. Chodzi mi tu o tzw. ,,podpuszczanie". Nie warto dyskutować z człowiekiem, który chce tę drugą stronę sprowokować do gniewu. Uważam, że wymieniać poglądy trzeba na odpowiednim poziomie.

Po drugie nigdy nie wchodzę w dyskusje w internecie. Wydaje mi się, że jak człowiek raz się odezwie to powoduje to tylko lawinę niepotrzebnych i często wulgarnych komentarzy. Czasem obserwuję podobne rzeczy na facebook'u. Niby mała wymiana zdań, a kończy się prawie groźbami. Tak szczerze to mam wtedy ochotę przynieść sobie popcorn i przez pół godziny czytać te durnowate spiny. Osobiście jakoś szkoda by mi było nerwów na kłócenie się z jakimś internetowym hejterem, który nie miałby odwagi rozmawiać w realu.

Są po prostu ludzie, z którymi dla świętego spokoju lepiej nie wchodzić w wymianę zdań...

00:30

Jaki jest typowy młody chrześcijanin?

Jaki jest typowy młody chrześcijanin?

Często krążą jakieś dziwne stereotypy na temat młodych wierzących. Postrzegani są oni niczym ,,nawiedzeńcy" z Oazy, którzy siłą-prośbą i groźbą chcą nawracać swoich rówieśników. To, że ktoś jest chrześcijaninem nie oznacza wcale, że nie ma własnych poglądów i na ślepo przyjmuje prawdy wiary.

Uważam, że młodzi wierni są otwarci na indywidualność drugiego człowieka. Nie chcą palić homoseksualistów na stosach i nie hejtują innych za odmienne poglądy.

A co jeśli chodzi o ubiór? To że dziewczyna jest chrześcijanką wcale nie oznacza, że chodzi w kieckach do kostek i golfie. Tak samo wierzącym może być zarówno chłopak z długimi włosami, glanami, kolczykami i dziarami jak i ten, który codziennie chodzi pod krawatem.

A jak ja odbieram młodych wierzących? Uważam, że to świetni ludzie, którzy wiedzą po co żyją. Niezwykle radośni i uśmiechnięci. Najczęściej otwarci, tolerancyjni i pomocni.

Wiadomo, że co człowiek to inny charakter. Wśród grona wierzących są zarówno dobrzy i otwarci ludzie jak i Ci nie do końca w porządku. Zdaję sobie sprawę, że są pewne wyjątki we wspólnocie Kościoła. Chciałam jednak zwrócić uwagę, że młodzi chrześcijanie nie powinni być uważani jako ludzie nawiedzeni, którzy nie realizują się nigdzie poza Religią.


Copyright © 2016 Oczami humanistki , Blogger