07:02
Czym jest Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego?
Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego polega na podjęciu się dzieła 9-cio miesięcznej modlitwy za dziecko, które zostało poczęte, lecz którego życie zagrożone jest aborcją. Kiedy podejmujemy się Duchowej Adopcji nie wiemy za jakie dziecko konkretnie się modlimy (to wie tylko Bóg ;).
Każdy kto podejmie się Duchowej Adopcji otrzymuje taką legitymację, w której zapisana jest m.in. specjalna codzienna modlitwa:
,,Panie Jezu, za wstawiennictwem Twojej Matki, Maryi, która urodziła Cię z miłością, oraz za wstawiennictwem św. Józefa, człowieka zawierzenia, który opiekował się Tobą po narodzeniu, proszę Cię w intencji tego nie narodzonego dziecka, które duchowo adoptowałem, a które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady. Proszę, daj rodzicom miłość i odwagę, aby swoje dziecko pozostawili przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen." + DZIESIĄTEK RÓŻAŃCA.
W tym roku na rekolekcjach, a tak bardziej dokładnie to na ,,Święcie młodzieży" po raz drugi przystąpiłam do Duchowej Adopcji. Na pierwszych rekolekcjach tylko słyszałam o możliwości podjęcia się tego dzieła, ale wtedy stwierdziłam, że to nie dla mnie i że ewentualnie spróbuję za rok. No i spróbowałam i nie żałuję!
Bardzo się cieszę, że się podjęłam tego dzieła. Was też serdecznie do tego namawiam. Dzięki duchowej adopcji wyrobiłam w sobie nawyk codziennej modlitwy. Stałam się również bardziej wrażliwa na los Dzieci Poczętych, które są zagrożone aborcją. Ponadto mam nadzieję, że dzięki naszym modlitwom te wszystkie Dzieci się narodzą.
Na pierwszym spotkaniu informacyjnym odnośnie Adopcji ojciec franciszkanin powiedział, że z czasem przywiążemy się do tego naszego zaadoptowanego dziecka i że będziemy mówić: ,,idę się pomodlić za moje dziecko". Wtedy w to nie wierzyłam. Nie do końca byłam w stanie zrozumieć jak można się przywiązać do dziecka, którego nie znamy i nigdy nie poznamy. A jednak po jakiś 4 miesiącach przywiązałam się i sama teraz mówię, że idę się modlić za moje dziecko.
AUTOR:
Magda
Cudowna akcja! Sama chętnie wezmę w niej udział! :)
OdpowiedzUsuńhttp://typical-writers.blogspot.com/
Dużo słyszałam o Duchowej Adopcji Dziecka uważam, że jest to świetny pomysł i wspaniała inicjatywa ze strony osób, które się tego podjęły
OdpowiedzUsuńCzy wytrwałaś w tym 9 miesięcy? Ja właśnie 1 kwietnia podjęłam Adopcję i trochę się obawiam, że nie zdołam tyle wytrwać..
OdpowiedzUsuńW pierwszej Adopcji wytrwałam, a 23 lipca 2015 r. podjęłam się kolejnej i właśnie za 19 dni zbliża się jej koniec. Przyznam bez bicia, że przed Adopcją nie modliłam się codziennie, a raczej bardzo, bardzo rzadko. Czasem coś tam do Boga wybąkałam, żeby mi w czymś pomógł i na tym był koniec. Na początku się bałam, że modlitwa za dziecko mi się to znudzi, odechce itd. Podjęłam się tego Dzieła z pewnym strachem, że jestem za słaba. Ale znalazłam sobie w ciągu dnia 10 minut na 10-tkę różańca i się do tego przyzwyczaiłam. Faktycznie, na początku zdarzało mi się zasnąć i po godzinie obudzić : ,,kurde, zapomniałam się pomodlić za dziecko". No bo jak się prawie nigdy nie modliłam to to wszystko stało się dla mnie nową rzeczywistością. Jednak zaparłam się i dałam radę. Teraz ta modlitwa stała się dla mnie codziennym punktem dnia.
UsuńMyślę, że też warto jest powiedzieć te obawy Bogu : ,,Słuchaj, mam problem. Podjęłam się Dzieła Duchowej Adopcji, ale obawiam się, że może mi nie starczyć wytrwałości i zapału. Pomóż proszę." Ja tak zrobiłam i poskutkowało. Bóg jest przecież Mistrzem wygrzebywania nas ze wszystkich słabości ;)
Trzymam za Ciebie kciuki. Wierzę, że dasz radę! Daj później znać jak Ci idzie :)
Bardzo Ci dziękuję, za miłe słowa i za to, że odpowiedziałaś na mój komentarz. Tak, masz rację, że Bóg jest mistrzem i może to wcale nie jest taki głupi pomysł, aby poprosić Go o siłę i wytrwanie w Adopcji ;) Pierwszej nocy od rozpoczęcia Duchowej Adopcji miałam taki sen, w którym przyśniły mi się, że ktoś pisał do mnie SMS'y, w których mi groził (może to głupio zabrzmi, ale to jest mój największy lęk), zaraz po tym złapałam za mój czerwony różaniec, na którym codziennie się modlę i poczułam się tak bezpiecznie... i właśnie to wydarzenie dodało mi wiary w to co robię. Poza tym mam wrażenie, że w końcu coś mi się w życiu układa... Ja też wcześniej prawie w ogóle się nie modliłam, byłam ateistką, ale ciągle czułam się tak, jakby mi czegoś brakowało. Pewnego dnia zdecydowałam się pójść na rekolekcje, no i się nawróciłam :) Przeżyłam zbieg okoliczności, że tamtego dnia również zabłądziłam w internetach i odkryłam Twojego bloga :)
UsuńPozdrawiam:)
Jak to mawiał J. Escriva : ,,Święty różaniec jest potężną bronią. Używaj jej z ufnością, a zadziwią cię wyniki” :) Z własnego doświadczenia wiem, że rekolekcje otwierają oczy. To taki dziwny syndrom, że człowiek tak sobie wędruje przez to życie i myśli, że Boga nie potrzebuje. Że niech tam sobie siedzi gdzieś na chmurce, a od nas się odczepi. A to jednak potem się okazuje, że się tak bardzo Go pragnie. Wiara napawa takim dziwnym, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, spokojem.
UsuńMam nadzieję, że znalezienie mojego bloga w głębinach internetu było dobrym zbiegiem okoliczności ;)
Pozdrawiam :)