00:30

Uderz psa to może Ci ulży.

Uderz psa to może Ci ulży.

Ile razy słyszymy o tym, że ktoś skatował zwierzę. Podpalił, włożył do worka lub zagłodził. A czemu tak? Bo trzeba było wyładować złość? Bo pies za głośno szczekał i trzeba było go zdzielić? Bo kotek przeszkadzał w wyjeździe na wakacje, więc trzeba było wywieźć go do lasu?

Nigdy nie zrozumiem motywów ludzi, którzy znęcają się nad zwierzętami. Chociaż nie. W przypadku znęcania się nad zwierzętami trzeba chyba mówić o ludziach, którzy ludzkich odruchów nie mają... Przecież człowiek nie powinien świadomie czerpać radości z zadawania komukolwiek i czemukolwiek bólu. Nie pojmę tego kim trzeba być, żeby skrzywdzić w tak okrutny i najczęściej drastyczny sposób własne zwierzę.

Oczywiście najlepiej wyżyć się na zwierzęciu. Przecież ono nikomu o tym nie powie i sprawa pozamiatana. Warto wspomnieć o tym, że niektórzy uważają, że zwierzę jest ich własnością, a co za tym idzie mogą je traktować jak chcą. Jeśli im się podoba to mogą trzymać psa przez 10 lat 24 na dobę na łańcuchu. No i co z tego, że jest -10 stopni na mrozie, ale to ich pies i oni decydują...

00:30

Bóg jest najcudowniejszy.

Bóg jest najcudowniejszy.

Kiedyś mi się wydawało, że Bóg kocha tylko nielicznych. Myślałam, że wybiera On sobie tylko tych najlepszych, najwierniejszych i najbardziej posłusznych, a resztę, mówiąc nieelegancko, olewa. Nie rozumiałam jakim cudem ktoś może kochać tych, którzy błądzą, szukają i wątpią.

Na szczęście spotkałam na swojej drodze genialnych i mądrych ludzi, którzy pokazali mi, że się myliłam. Poczynając od Franciszkanów, Dominikanów, Księży przez przyjaciółkę po znajomych ze wspólnoty. Dzięki nim zmieniłam swoje nastawienie o 180 stopni.

Teraz wiem, że Bóg jest najcudowniejszy. Jest tak wspaniały, że trudno jest opisać to słowami. Nie wiem czy się ze mną zgadzasz czy nie, ale Bóg jest miłością. Przecież to On kocha nas wszystkich najbardziej na świecie. :)
                          

00:30

Czemu w szkole zawsze się komuś dokucza?

Czemu w szkole zawsze się komuś dokucza?

W szkole zazwyczaj jest tak, że Ci silniejsi z niewiadomych powodów upatrzą sobie takiego słabszego, szarego ucznia i mu dokuczają. Powodów do tego mogą być tysiące. Wystarczy, że jakieś dziecko jest biedniejsze lub nosi rurki. A jak jest jakiś grubszy uczeń to już się zaczyna gehenna. Tak, otyłość to doskonały pretekst do tego, żeby komuś dokuczyć, kogoś upokorzyć, popchnąć, uderzyć lub wyzwać.

Czemu tak jest? Nie wiem. Też chciałabym znać odpowiedź na to nurtujące pytanie.

Zazwyczaj cały problem tkwi w tym, że niektórzy czują się pewniej. Oczywiście mówię tu o niezdrowej pewności siebie. Przez to dają sobie prawo do tego, żeby pastwić się nad innymi. Taki delikwent tworzy wokół siebie grupkę wzajemnej adoracji i cieszy się z tego, że inni widzą w nim klasowego ,,przywódcę". Jak to zazwyczaj bywa nikt nie zwróci uwagi takiemu klasowemu ,,przywódcy", że ten nazywa ich kolegę grubą świnią. Z mojego rozumowania wychodzi na to, że upokorzenie lub nazwanie kogoś pedałem najwidoczniej podwyższa poziom własnej wartości i samopoczucia...

A co na to szkoła? Niektóre z nich świetnie sobie radzą z rozwiązywaniem przemocy. Niestety są też takie szkoły, które nie podejmują żadnych kroków, żeby tę przemoc zminimalizować. Dalej zdarzają się takie przypadki, kiedy sprawy dotyczące gnębienia uczniów są zamiatane pod dywan, a nauczyciele lub pedagodzy chcą jak najdalej odsunąć od siebie problemy, które wypadałoby rozwiązać.

13:13

Cytat o dobrym człowieku

Cytat o dobrym człowieku
Wczoraj był mój ważny dzień - miałam Bierzmowanie. Szczerze mówiąc nie mogłam się już doczekać, ale szkoda mi tego, że przygotowania do tego Sakramentu już się skończyły.

Moim świadkiem była przyjaciółka. Dostałam od niej genialną książkę pt. ,,Hakerzy. Łam czego rozum nie złamie" oraz prześliczną pocztówkę. Ale to nie była zwykła pocztówka! Na jej odwrocie znalazłam przepiękny cytat (ten, który jest poniżej na obrazku :) ). To jest chyba najpiękniejszy cytat jaki kiedykolwiek przeczytałam. Naprawdę strasznie wzruszyły mnie te słowa.

I tak 20 minut temu wpadłam na pomysł, że każdej soboty będę publikowała jakiś inspirujący cytat. Będą to zarówno słowa znanych osób jak i fragmenty z Pisma Świętego.

Mam nadzieję, że spodobają się Wam moje sobotnie posty.

00:30

5 moich ulubionych cytatów z Pisma Świętego.

5 moich ulubionych cytatów z Pisma Świętego.

Dzisiaj chciałam się podzielić z Wami moimi pięcioma ulubionymi cytatami z Pisma Świętego. :)

   
        1. ,,Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4,13)

        2. ,,Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu." (1 J 4, 8-9)

        3. ,,Tak więc z ufnością możemy mówić: Pan jest pomocnikiem moim, nie będę się lękał;
Cóż może mi uczynić człowiek?" (Hebr. 13, 6)

        4. ,,Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie (Mat. 11, 28)

        5. ,,Spójrzcie na ptaki niebieskie, że nie sieją ani żną, ani zbierają do gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je; czyż wy nie jesteście daleko zacniejsi niż one?" (Mat. 6, 26)

A Wy macie jakieś swoje ulubione fragmenty Pisma?


00:30

Moi starzy.

Moi starzy.

Czasem zdarza mi się słyszeć jak stoi sobie grupka znajomych i gdy zaczyna się rozmowa o rodzicach to słyszę tylko: ,,A moi starzy to...", ,,A moi starzy tamto...". Serio? Jak tak można mówić na własnych rodziców?

Może jestem inaczej wychowana lub za bardzo przywiązana do rodziny, ale mówienie tak na ludzi, którzy Cię bezgranicznie kochają jakoś mi nie leży. Nie wyobrażam sobie powiedzieć na moją mamę i tatę,,starzy". Nie przeszłoby mi to przez gardło. To oni pracują na nasze utrzymanie, martwią się o mnie, wspierają mnie, troszczą się, a ja nazywam ich pogardliwie starymi?

Gdybym tak na nich mówiła, to byłby to raczej mój wyraz niewdzięczności wobec ich wielkiej miłości.

00:30

Czy Ciebie babcia też przekarmia?

Czy Ciebie babcia też przekarmia?

Kiedy myślimy o własnych babciach to często mamy przed oczami chwilę, gdy siedzimy objedzeni w poluzowanych spodniach, a babcia podtyka nam pod nos nową porcję ruskich pierogów. Babcie już mają to do siebie, że same nie zjedzą, ale wnuczkowi dadzą, żeby przypadkiem nie wyszedł on nich głodny. Nas to może denerwować, bo naszym żołądkom trudno jest to wytrzymać, ale kiedyś za tym zatęsknimy...

Mówię serio. Niestety, bez względu na to jakbyśmy bardzo chcieli, dziadkowie nie będą żyć wiecznie. Czasem zdążymy się z nimi pożegnać, a czasem odejdą oni tak niespodziewanie, że nawet nie zdążymy im za tą całą miłość podziękować.

Dlatego cieszmy się, gdy babcie nas przekarmiają. Cieszmy się każdą chwilą z nimi spędzoną, nawet gdy przez połowę dnia babcia streszcza nam odcinki ,,Mody na sukces". Cieszmy się każdym uśmiechem i każdym miłym gestem, bo gdy babć zabraknie to właśnie tej babcinej bezgranicznej miłości będzie nam brakować...

07:02

Czym jest Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego?

Czym jest Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego?

Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego polega na podjęciu się dzieła 9-cio miesięcznej modlitwy za dziecko, które zostało poczęte, lecz którego życie zagrożone jest aborcją. Kiedy podejmujemy się Duchowej Adopcji nie wiemy za jakie dziecko konkretnie się modlimy (to wie tylko Bóg ;).

Każdy kto podejmie się Duchowej Adopcji otrzymuje taką legitymację, w której zapisana jest m.in. specjalna codzienna modlitwa:
,,Panie Jezu, za wstawiennictwem Twojej Matki, Maryi, która urodziła Cię z miłością, oraz za wstawiennictwem św. Józefa, człowieka zawierzenia, który opiekował się Tobą po narodzeniu, proszę Cię w intencji tego nie narodzonego dziecka, które duchowo adoptowałem, a które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady. Proszę, daj rodzicom miłość i odwagę, aby swoje dziecko pozostawili przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen." + DZIESIĄTEK RÓŻAŃCA.

 W tym roku na rekolekcjach, a tak bardziej dokładnie to na ,,Święcie młodzieży" po raz drugi przystąpiłam do Duchowej Adopcji. Na pierwszych rekolekcjach tylko słyszałam o możliwości podjęcia się tego dzieła, ale wtedy stwierdziłam, że to nie dla mnie i że ewentualnie spróbuję za rok. No i spróbowałam i nie żałuję! 

Bardzo się cieszę, że się podjęłam tego dzieła. Was też serdecznie do tego namawiam. Dzięki duchowej adopcji wyrobiłam w sobie nawyk codziennej modlitwy. Stałam się również bardziej wrażliwa na los Dzieci Poczętych, które są zagrożone aborcją. Ponadto mam nadzieję, że dzięki naszym modlitwom te wszystkie Dzieci się narodzą. 

Na pierwszym spotkaniu informacyjnym odnośnie Adopcji ojciec franciszkanin powiedział, że z czasem przywiążemy się do tego naszego zaadoptowanego dziecka i że będziemy mówić: ,,idę się pomodlić za moje dziecko". Wtedy w to nie wierzyłam. Nie do końca byłam w stanie zrozumieć jak można się przywiązać do dziecka, którego nie znamy i nigdy nie poznamy. A jednak po jakiś 4 miesiącach przywiązałam się i sama teraz mówię, że idę się modlić za moje dziecko.


16:19

Co mam zrobić jeśli nie mam zadowalającej ilości lajków na fb?

Co mam zrobić jeśli nie mam zadowalającej ilości lajków na fb?

Ostatnio słyszałam rozmowę chyba jakiś dwóch przyjaciółek. Jedna opowiada cała przejęta tej drugiej, że dwa dni temu zmieniła sobie profilowe, ale ma tylko 90 lajków, a chciałaby mieć m.in. 150, bo jakaś Aśka tyle ma. Jeszcze tajemniczy Maciek jej nie polajkował, jakby dramatu było za mało. Masakra. Właśnie się dowiedziałam, że moje życie nie ma sensu, bo ja nie mam 150 lajków... Jeszcze za chwilę dziewczyna wypaliła z tekstem do tej drugiej, że ta nie polajkowała jej zdjęcia. No i zaczęło się dochodzenie-czemu nie lajknęłaś? nie podobało Ci się? to chyba przez to tło-było zbyt ciemne tak? Zrobiła się mega spina. Może już się nie przyjaźnią przez jakiegoś lajka...

Świat się kończy. Ja chyba jestem za mało fajna, bo nie mam tylu lajków. Na wszelki wypadek polajkuję zdjęcia swoich wszystkich znajomych, żeby nie myśleli, że się na nich obraziłam lub że z ich zdjęciami jest coś nie tak. Przy okazji jeszcze sprawdzę kto mi zdjęcia nie lajknął i wypomnę im to w pierwszej lepszej kłótni.*

*wyczuj w tym ironię.

21:14

Nie wyszukuj sobie chorób w internecie.

Nie wyszukuj sobie chorób w internecie.

Często jest tak, że wpisujemy sobie jakieś dolegliwości w wyszukiwarkę z nadzieją, że znajdziemy w internecie rozpoznanie choroby. Kilka razy też tak zrobiłam i internet ,,postawił" mi diagnozę-raz guz mózgu, a za drugim razem rak jelita... Oczywiście nic z tych ,,diagnoz" się nie sprawdziło. Takie wyszukiwanie sobie chorób w sieci tyczy się najczęściej hipochondryków (czyli ludzi, którzy mają cały czas poczucie, że rozwija się w ich organizmie jakaś choroba).

Więc czy traktowanie wujka Google jako eksperta medycyny ma jakiś sens?

Jestem przekonana, że nie. Sama wiem po sobie, że takie wyszukiwanie sobie na siłę chorób tylko bardziej człowieka nakręca. Nie wszystkie informacje podane w sieci są prawdziwe. Warto zauważyć, że różne dolegliwości mogą oznaczać wiele ewentualnych chorób i wszystko trzeba rozpatrzać indywidualnie. Zauważyłam, że w internecie najczęściej ,,stwierdzą" Ci raka...

Najlepiej więc udać się do lekarza, jeśli w naszym organizmie nie wszystko działa tak jak powinno. Zostaniemy zbadani i nasze wątpliwości zostaną rozwiane (chociaż wszyscy wiemy, że z naszą służbą zdrowia bywa niestety różnie).

Owszem, internet stanowi cenne źródło informacji, ale wtedy gdy mamy już stwierdzoną ewentualną chorobę (odpukać ;). Na specjalnych forach możemy dzielić się doświadczeniami w walce z chorobą, zasięgnąć opinii innych odnośnie specjalistów, leków itd. Jednak nadal należy pamiętać, że ...


... morał z tej bajki jest krótki i jasny-jak to mówi moja koleżanka-wpisz sobie w internet, że masz katar to wyjdzie Ci, że masz HIV... Dlatego na wszystkie rzeczy napisane w internecie trzeba brać poprawkę.

09:22

Myślisz, że to twoje niejedzenie mięsa coś da?

Myślisz, że to twoje niejedzenie mięsa coś da?

Z reguły jestem bardzo spokojna, ale jak ktoś zadaje mi pytanie: ,,Czy myślisz, że to twoje niejedzenie mięsa coś da?" i do tego głupkowato się uśmiecha, to mi się po prostu nóż w kieszeni otwiera. 

Swoim niejedzeniem mięsa nie sprawię, że zwierzęta przestaną cierpieć. Nie zlikwiduję tym ferm drobiu, w których kury siedzą we własnych odchodach upchane w klatkach. Nie zlikwiduję targów końskich, na których konie stoją bez wody, a dodatkowo są bite przez nie do końca trzeźwych właścicieli. Nie zlikwiduję długich transportów zwierząt do rzeźni, które nawet nie mogą się w ich trakcie napić. 

Choćbym nie wiem jak chciała to moja decyzja o niejedzeniu mięsa tego nie zmieni. Ale jestem świadoma tego skąd się bierze mięso. Wiem jak zwierzęta są trzymane na fermach, jak żyją, jak są traktowane, jak są transportowane do rzeźni, a przede wszystkim wiem jak są zabijane. Dlatego nie jem mięsa.

Moja decyzja nie zbawi świata, ale wiem, że przynajmniej nie przyczyniam się do bestialskiego traktowania zwierząt. Jestem osobą bardzo wrażliwą na cierpienie zwierząt dlatego wychodzę z założenia, że skoro kocham psa, kota, świnkę morską i załóżmy konia, to dlaczego mam jeść inne zwierzęta.

09:39

,,Książka pod tytułem" TOM 2

,,Książka pod tytułem" TOM 2
Dziś mam do przedstawienia książkę, która najnormalniej w świecie mnie urzekła. Kupiłam ją końcem lipca. Było to tuż przed wyjazdem nad morze. Z racji tego, że nie pływam-często nudzę się na plaży. Poszłam więc do TESCO i miałam nadzieję, że ,,wpadnie" mi w ręce coś fajnego do poczytania. No i wpadła mi w ręce ,,Książka pod tytułem". Szybko ją przejrzałam i stwierdziłam, że ją kupię, bo może a nuż okaże się ciekawa.



Książka okazała się GENIALNA! Dla niewtajemniczonych-na każdej stronie macie do zrobienia inne zadanie. Możecie rysować, malować, wycinać, przyklejać, wydzierać, pisać, wymyślać, projektować i ... wyplatać. Sporą część z zadań zrobiłam już pierwszego dnia wyjazdu nad morze. Zadania są mega kreatywne, a przy których można się nieźle uśmiać. Książka skutecznie eliminuje nudę! :)

20:32

Pielgrzymka jest do przejścia.

Pielgrzymka jest do przejścia.

Od razu mówię, że nigdy nie byłam na pielgrzymce na Jasną Górę. Niestety jestem za dużym słabiakiem, żeby przejść tyle kilometrów. Ale byłam na Pielgrzymce do Trzebnicy i tym doświadczeniem chciałabym się z Wami podzielić.

Na pielgrzymkę namówiła mnie przyjaciółka-Ola Początkowo nie chciałam iść, bo moja kondycja jest hmmm...na poziomie zerowym. Ale się zgodziłam tylko ze względu na prośbę Oli. Im bliżej było terminu pielgrzymki, tym bardziej się denerwowałam na siebie, że zgodziłam się na nią iść. Miałam przed oczami obraz siebie stojącej po kostki w błocie na polu i na to wszystko przemokniętej do suchej nitki. Z racji tego, że głupio było się wycofać, 18 października stawiłam się u siebie pod Kościołem i czekałam aż pielgrzymka dojdzie do mojej parafii (Ola szła od Katedry, a ja miałam się dołączyć).


Przez pierwsze 2 minuty (wiem, to tak bardzo długo) szłyśmy z przypadkową grupą. Składała się ona z samych dorosłych ludzi, więc hmm... było trochę zbyt spokojnie i drętwo. Ale wypatrzyłyśmy, że dwie grupy przed nami idzie, tajemniczy jeszcze wtedy dla nas, RMS. Więc podbiegłyśmy i udało nam się do tej grupy dołączyć.

Nie żałowałyśmy naszego wyboru. Po chwili dowiedziałyśmy się co oznacza ten jakże tajemny skrót RMS, czyli Ruch Młodzieży Salwatoriańskiej. Jest to katolicka organizacja, która zrzesza młodych katolików z Polski jak i spoza niej.

Jeśli miałabym opisać tę pielgrzymkę krótkimi słowami to powiedziałabym: mega czad, odlot i rewelacja. Ze względu na to, że w grupie znajdowała się prawie sama młodzież, atmosfera była nieziemska. Radość nie do opisania. 150% pozytywnej energii. To mega motywujące uczucie, kiedy idziesz dla Boga w ramię w ramię z ludźmi pełnymi wiary i wiecznego uśmiechu. Przez większą część drogi śpiewaliśmy (a ja oczywiście kocham śpiewać chrześcijańskie piosenki <3), ale był też czas, żeby pewnie sprawy sobie w ciszy przemyśleć.A tak przy okazji to zauważyłam, że przy większym zmęczeniu człowiek bardziej otwiera się przed Bogiem.

Po drugim postoju trochę zmiękłam. Szczególnie, kiedy szliśmy po błocie. Ale zaparłam się i dałam radę. Pamiętam tą radość i dumę, gdy przekroczyłam tabliczkę z napisem ,,Trzebnica".

Przyznam się bez bicia, że w tamtym okresie niespecjalnie lubiłam chodzić do Kościoła. Sama się sobie dziwiłam, że chcę tracić sobotę na chodzenie do Trzebnicy. Ale było warto. Pielgrzymka i RMS-owa grupa całkowicie zmieniła moje podejście do Kościoła i katolickich wspólnot. Czekam już z niecierpliwością na kolejną, październikową pielgrzymkę. Jestem żywym dowodem na to, że na pielgrzymce każdy znajdzie miejsce dla siebie. ;)

17:37

Nie chodzimy do Kościoła dla Księdza.

Nie chodzimy do Kościoła dla Księdza.

Tak się mówi - nie chodzimy do Kościoła dla Księdza. Zgadzam się z tym. Jest to 100% prawdy, bo chodzimy tam dla Boga. W takim razie pytanie brzmi - czy kapłan ma wpływ na to czy chodzimy do Kościoła?

Nie byłabym sobą, gdybym nie wprowadziła Cię do opisywanej przeze mnie sytuacji przykładem. :) Wyobraź sobie, że Twoja wiara jest krucha. Chcesz zbliżyć się do Boga, ale średnio wiesz jak to zrobić. Chciałbyś zaangażować się jakoś w życie parafii, ale nie wiesz jak. Masz mnóstwo pytań odnośnie wiary, ale nie wiesz kto mógłby Ci na nie odpowiedzieć. I teraz pytanie. Jakiego kapłana byś wolał. Takiego, który zrobi Ci łaskę z tego, że odpowie Ci na pytanie czy takiego, który pomoże Ci pogłębić Twoją wiarę?

Odpowiedź jest chyba prosta.

Nie ma co ukrywać. Księża są różni. Jedni potrafią przyciągnąć tłumy do Kościoła, a jeszcze inni odpychają wiernych...

Jestem przekonana, że szczególnie młodzi ludzie potrzebują życzliwych oraz otwartych Kapłanów. Takich, którzy pomogą im wzrastać w wierze. Sama po sobie wiem, że człowiek o słabej wierze potrzebuje Księdza, który mu pokaże jak dobry i kochany jest Pan Bóg.

Może to smutne, ale kiedy taki człowiek o słabej wierze trafi na nieodpowiedniego Księdza, być może na długo już do Kościoła chodził nie będzie.

09:15

Nie bądź Marysią, czy inną Basieńką. Bądź sobą!

Nie bądź Marysią, czy inną Basieńką. Bądź sobą!

Jeśli chcesz czuć się dobrze w swoim ciele to musisz być sobą! Sama po sobie wiem, że czasem kreujemy się na kogoś kim nie jesteśmy. Niestety, w ten sposób niczego nie osiągniemy...

Siła tkwi w Tobie. W Twojej indywidualności. W tym, że jesteś jeden, jedyny w swoim rodzaju. Masz wyjątkową mieszankę super cech, które pozwolą Ci dokonywać rzeczy NIEMOŻLIWYCH!

Ale jest jeden warunek. Musisz robić wszystko w zgodzie z sobą. Nie przyjmuj maski jakieś tam, nie wiem Genowefy tylko dlatego, że jest fajna, lubiana i szczupła, a Ty zawsze marzyłaś, żeby być jak ona.

Musisz postarać się zrozumieć, iż mimo że Genowefcia na swój sposób jest fajna, to Ty też nie jesteś gorsza. Żeby lepiej się poczuć ze sobą nie musisz próbować stawać się nią. Najważniejsze jest to, abyś pokochała siebie taką jaką Cię Bóg stworzył. Ze wszystkimi wadami i zaletami. :)

17:19

Marzycielska Poczta, czyli uśmiech za jedną kartkę.

Marzycielska Poczta, czyli uśmiech za jedną kartkę.
Na początku zeszłego roku szkolnego razem z przyjaciółką byłam na Targach Wolontariatu na Hali Stulecia we Wrocławiu. Na jednym ze stoisk zagadała nas młoda i sympatyczna wolontariuszka.

Wtedy dowiedziałam się o akcji ,,Marzycielska Poczta".  Zasady są proste. Chodzi o pisanie kartek bądź listów do bardzo chorych dzieci.

Na stronie internetowej www.marzycielskapoczta.pl możemy zobaczyć profile dzieci, do których można napisać. Możemy tam przeczytać na co dziecko jest chore, jakie ma zainteresowania, ile ma lat itd. Obok zdjęcia dziecka podany jest również adres.

Stwierdziłam, że również włączę się w tę akcję. Usiadłam przy kartce papieru i nic nie mogłam wydukać. Nie wiedziałam co napisać do chorego dziecka. Wtedy zrezygnowałam z pisania i listów i zaczęłam tworzyć kartki. Trochę wyklejam, trochę wycinam i koloruję. Wykorzystałam do tego karteczki, które zbierałam w dzieciństwie.W środku piszę pozdrowienia.










Polecam Wam również zaangażowanie się w taki rodzaj pomocy chorym dzieciom. Robienie kartek i pisanie listów nie zajmuje dużo czasu, a dzieciom daje to poczucie, że nie są same i że ktoś je wspiera.

Gwarantuję, że kiedy napiszecie pierwszy list, cała reszta pójdzie już lawinowo. Pomaganie innym na serio wciąga. :)

10:00

I tak do niczego nie dojdziesz.

I tak do niczego nie dojdziesz.

Nie daj sobie tego wmówić. Być może usłyszałaś kiedyś to bzdurne zdanie. Jeśli nie to jesteś szczęściarzem.

Niektórzy lubią tak innym mówić. Przecież to takie fajne uczucie, kiedy komuś dokopiesz... Ale nie przejmuj się tym. Niech to zdanie Cię zmotywuje.

Załóżmy, że marzysz o karierze piosenkarki. Część osób Ci kibicuje w spełnianiu marzeń, ale oczywiście jaki byłby ten świat, gdyby ktoś Ci nie powiedział, że i tak do niczego nie dojdziesz. Właśnie Twoje chęci i wiara w siebie poszły się bujać na palmie... A wiesz co ja Ci powiem? Olej tego człowieka i udowodnij, że potrafisz! Niech mu skoczy gul!

Napisz sobie na wąskiej karteczce to zdanie, które Ci powiedział (I tak do niczego nie dojdziesz). Przypnij je sobie w dowolnym miejscu. Jeśli zwątpisz w swoje możliwości lub stracisz motywację, która pomaga dojść Ci do celu, popatrz na tę kartkę, pozbieraj się do kupy i pokaż, że potrafisz. Pokaż, że możesz wszystko!

12:00

Słoiki ozdabiane metodą decoupage.

Słoiki ozdabiane metodą decoupage.
Metoda decoupage podobała mi się odkąd pamiętam. Wiecznie zachodziłam w głowę jak ludzie ozdabiają zwykłymi serwetkami wszystko co się da. Odpowiedź na to pytanie przyszła w pewnym sensie sama. W liceum uczęszczałam na zajęcia artystyczne. Pewnego razu nauczycielka poprosiła, żebyśmy przynieśli świąteczną serwetkę, słoik i ozdoby.

No i zaczęliśmy tworzyć. Pani nas poinstruowała  i  z tego co mówiła wyglądało to na dość łatwe zadanie. Niestety problem pojawił się już na początku. Nie mogłam równo przykleić na słoiku całej serwetki. Na dodatek zaczęły tworzyć się brzydkie pęcherzyki powietrza. Na szczęście udało mi się opanować sytuację. Metodą prób i błędów zrobiłam mój pierwszy słoik! :) A oto efekt:


Potem tą metodą zaczęłam ozdabiać słoiki w domu. Ten słoik stoi u mnie w kuchni i trzymam w nim maślane ciastka z czekoladą. :)


A czy Wy również przywracacie przedmiotom drugie życie metodą decoupage?

Copyright © 2016 Oczami humanistki , Blogger